Dziennik więzienny.

Ja, Gaphyrerk, jestem w więzieniu. Nie wiem, jak długo jestem już zamknięty.

Każdy dzień jest dla mnie wiecznością. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek opuszczę to miejsce.

Czas płynie tak powoli, że postanowiłem napisać dziennik.

Na wypadek, gdybym miał nigdy nie zostać uratowany, spisuję tutaj swoją historię. Jestem sprzedawcą i z paroma elyoskimi towarami byłem w drodze do Asmodae.

Gdybym znalazł drogę na klifach, podróżowałbym z innymi sprzedawcami.

Ale zabłądziłem.

Wciąż jeszcze nie wiem, jak mogłem zabłądzić na klifach. Byłem czymś opętany?

Wciąż jeszcze błądziłem dookoła, kiedy zapadła noc.

Musiałem chyba wpaść w panikę i to zdezorientowało mnie jeszcze bardziej.

Natknąłem się na ten obóz Krallów.

Zaraz przy wejściu wzięli mnie do niewoli, a kiedy się obudziłem, leżałem tutaj.

Zaraz o wschodzie słońca następnego poranka wziąłem pod lupę tę małą klatkę, w której się znajdowałem.

Składała się ona z drewnianych belek, a wszystkie z nich były umocowane gwoździami. Próbowałem wyciągnąć kilka gwoździ, były jednak zbyt mocno przybite.

Kiedy byłem jeszcze w stanie szoku i rozpaczy, zapadła noc i zaczęło padać. Byłem w tamtej chwili bardziej głodny niż kiedykolwiek.

Krallowie rozkazali przynajmniej kilku Koboldom, żeby mnie karmili.

W dalszym ciągu szukałem słabych punktów mojej klatki i znalazłem poluzowany, zardzewiały gwóźdź.

Koboldy nie zwracały na mnie uwagi, a Krallowie rzadko się do mnie zbliżali.

Miałem na oku Nadzorców Krallów i przez cały dzień próbowałem wyciągnąć zardzewiały gwóźdź.

Jest wprawdzie zardzewiały, ale mocno siedzi w drewnie – a nie mam niczego, czego mógłbym użyć jako narzędzia. Czy rzeczywiście jestem skazany na to, aby tu umrzeć?

Dziś udało mi się wyciągnąć zardzewiałego gwoździa!

Być może to nie wystarczy, żeby odebrać klatce stabilność, ale pozwoliło mi nabrać nadziei.

Często tu pada, więc wszystkie gwoździe muszą kiedyś zardzewieć i poluzować się.

Jeśli wyciągnę kilka strategicznie umiejscowionych gwoździ, być może wkrótce będę mógł się stąd wydostać.

Dziś wyciągnąłem do połowy kolejny zardzewiały gwóźdź. Nie było to proste i teraz wszystkie moje palce krwawią.

Koboldów nie interesuje to, co robię. Są zbyt zajęci wykonywaniem niewolniczej pracy dla Krallów.

Czasem Krallowie przysyłają kogoś, aby zebrał rudę wydobytą przez Koboldów. Nie wiem, co oni knują.

Właśnie zauważyłem, że zawsze ta sama Koboldka przynosi mi jedzenie.

Podsłuchując jej rozmowy poznałem jej imię. Mimiti.

Kiedy przyniosła mi śniadanie, powiedziałem w języku Krallów, że porcja jest za mała. Tego wieczoru przyniosła mi kilka kromek chleba więcej.

Mam wrażenie, że ta Mimiti naprawdę ciężko haruje.

Nawet jej współczuję.

Kiedy przyniosła mi dziś kolację, próbowałem porozmawiać z nią w języku Kralli.

Ale uciekła mówiąc, że nie może ze mną rozmawiać.

Wyciągnąłem trzeci gwóźdź.

Mam małą kryjówkę, w której przechowuję te symbole nadziei.

Mimiti ucieka przed moim wzrokiem, od kiedy próbuję z nią porozmawiać.

Mimiti rozmawiała ze mną dziś rano, choć próbowała na mnie nie patrzeć.

"Powiedz mi, jeśli będziesz czegoś potrzebował", powiedziała.

Szepnąłem do niej, że chętnie napiłbym się trochę mleka Abexa.

Wciąż na mnie nie patrząc przyniosła mi butelkę mleka Abexa i poszła bez słowa.

Potajemnie wymieniłem się z Mimiti, bez wiedzy innych Koboldów.

Powiedziała, że miałaby problemy, gdyby inne Koboldy się o tym dowiedziały i że Kralle zabiłyby ją za to.

To mnie wystraszyło. Chciałem ją szybko odesłać, ale tylko się zaśmiała.

To pierwszy raz, gdy zobaczyłem śmiejącego się Kobolda.

Mimiti... Mimiti...

Czy Shugo i Koboldy mogą wziąć ślub?

Nie wiem, dlaczego w ogóle o tym myślę.

To mnie zmotywowało, aby przyspieszyć mój plan ucieczki.

Zadaję sobie pytanie, jak by to było, gdybym uratował ciężko pracującą Mimiti, aby zamieszkać razem z nią w Asmodae.

Mam nadzieję, że będę miał okazję porozmawiać o tym szczegółowo z Mimiti.

Wyciągnąłem czwarty gwóźdź.